Kids

Aktywna majówka – rowerek KIDO + konkurs :)

_MG_9423

Franek pomimo, iż ma dwa pojazdy, dla przypomnienia jeden z nich jest rowerkiem biegowym, drugi hulajnogą 3 w 1, jednak jak to dziecko najbardziej pragnie tego co mają jego kumple z piaskownicy [marny los matki, chyba przeprowadzę się na pustynię o losie:)]. Natychmiast zapragnął czegoś innego, doroślejszego, gdy jednego dnia, chłopczyk o imieniu Filip, przyjechał na kolorowym rowerku. Każdego dnia, kiedy mały sąsiad odwiedzał plac zabaw, to właśnie ten rowerek był w głównym centrum zainteresowań mojego Syna. Tak też targana emocjami i wyrzutami sumienia, że może powinnam mu go kupić, bo zamęczy tego małego Filipka, postanowiłam sprawić mu niespodziankę z okazji dnia dziecka. Jako, że mały jeszcze Fran nie wie czy Dzień Dziecka jest 1 czerwca czy 24 maja, kupiłam chwilę wcześniej i podarowałam mu go w parku. Nie jestem matką kaskaderką, ani Franek dzieckiem cyrkowym, nie robię mu zdjęć kiedy trzeba mu pomóc, może i lekko asekurować i dodać odwagi, dlatego na wspólną sesję zabrałam kogoś z naszej rodziny, naszą kochaną Jarosię.

O rowerku Kido mogłabym pisać wiele, jest świetnie wykonany, bardzo przemyślany, począwszy od umieszczenia w nim hamulca po uchwyt w siodełku, ma przepiękny design, jest naprawdę super super, podpisuję się pod tym pojazdem w 100%, dla ciekawych i chętnych oglądania zapraszam na kawę ze mną w Gdańsku 🙂 Siup i poleciało ogłoszenie towarzyskie 😛

Koniec, przechwałek rowerkowych, teraz pora na coś dla Was. Przygotowałam małą niespodziankę na Dzień Dziecka dla Was.

Możecie wygrać rowerek KIDO

wystarczy zrobić 3 rzeczy:

1) odpowiedź na pytanie pod tym postem w komentarzu:

Czy pamiętasz swoją pierwszą jazdę na rowerze?
Opisz mi swoje przeżycie i wygraj rowerek biegowy dla swojego malucha!
2) Udostępnij grafikę konkursową na swoim profilu facebooku bądź instagram
3) Polub profil modelsoutfit i kidobike na facbooku
bądź instagramie modelsoutfit i kidobikes
Konkurs trwa do 31.05.

 

rower

rowerek 2

rowerek

rowerek3

rowerek4

rowerek5

rowerek6

detal2

rowerek detal

 

Rowerek Kidobike dostępny tutaj klik,

Torba Lassig ( tutaj klik)  w ogóle nie wygląda jak torba dla Mam 🙂 ma super kolory- uwielbiam ją, doskonała na wiosnę i lato 🙂

Buciki Franka: Bobux – najlepsze z najlepszych o dobrym obuwiu pisałam już kilka razy np.  tutaj i tutaj 

 

 

Oh! The places we'll go because of you!

You Might Also Like

55 komentarzy

  • Reply
    Anna Ka
    Maj 26, 2016 at 1:19 pm

    Rowerek miał klakson bombowy, uwaga mały pirat rowerowy!
    Choć trzy koła tylko miał,
    Szkrab o niego bardzo dbał! 🙂

    Kiedy maluch latek więcej miał,
    To rowerek w kącie stał.
    Trzeba tyle w nim wymienić,
    Na nowszy model go zamienic:)

    Dzieciaczek doskonale pamięta biały rowerek i cztery koła,
    Jednak jak tu jezdzic? Rodziców o pomoc woła!

    Tata z patykiem przybiegl i w bagaznik wsadził,
    Sam na to wpadł? A moze mu ktos doradzil?

    Tak czy siak z wiatrem szalalam i niczego sie nie bałam !

  • Reply
    Agnieszka
    Maj 26, 2016 at 3:26 pm

    Nie do końca pamiętam swoją pierwszą przygodę z rowerkiem. Być może dlatego, że minęło już….o zgrozo 22 lata! Tak w wieku 4 lat siadłam pierwszy raz na rower. W tym samym okresie rozwojowym uczył się rowerka mój synek ☺ teraz ma 5 lat i ciągle eksperymentuje. Raz hulajnoga raz rowerek a raz traktorek na pedały. Ale wróćmy do mojej nauki. Pamiętam, że już prawie dobrze jeździłam i pewnego dnia towarzyszył mi mój piesek. Biegł tuż przy kole i nagle skręcił za kotem wprost pod moje koło! W efekcie miałam rozwalone kolano 🙁 na szczęście piesek był cały i rowerek też 😀

  • Reply
    MONIKA KOT
    Maj 26, 2016 at 3:37 pm

    Tak ja pamiętam do dnia dzisiejszego swoją pierwsza jazdę , a w zasadzie to była nauka jazdy z moja starsza siostrą na rowerze WIGRY 3 koloru czerwonego, na asfalcie na isiedlu, na którym mieszkałyśmy, a bylo to tak , że kazała mi wsiąść , zaczęć pedałować , trzymać równiowage /pamietam te sklowa kropka w kropkę/ , a to dlatego, że obecała mi że będzie mnie trzymać i pomagać w nauce, a ona , gdy tylko wsiadłam od razu mnie puściła, a ja brodą po asfalcie, a najgorsze było to, że broniąc suie przed upadkiem przejechałam po asfalcie kciukiem i zdarłam sobie paznokcia, tej kwi i bólu nie zapomnę do końca życia, oczywiście szybko do domu w płaczu w strachu , opatrunki itp. długo sie goił, schodził itp. ot i tyle pamietam z mojej nauki jazdy, gdzie bardzo długo nie chaciałm wsiąśc na rower i tak mam do tej pory. 🙂

  • Reply
    Marta
    Maj 26, 2016 at 6:32 pm

    Z duzym prawdopodobienstwem rzecz dziala sie w sloneczny dzien wrzesnia. Nitki babiego lata zatrzymywaly sie na zadartym nosku malej dziewczynki. Z zza grzywki przyslaniajacej delikatnie oczy, widac bylo zarys postaci doroslego mezczyzny, jej ojca i jaskrawozielony rower na horyzoncie. Na kierownicy przewiazane byly paski z kolorowej krepiny tanczace na wietrze. Zza siodelka wystawala drewniana listwa, dosc dluga.
    – To jest twoj rower – rzucil ojciec i wskazal reka na pojazd.
    – Moj?! – zapytala z niedowierzaniem w glosie dziewczynka.
    – Tak, twoj.
    – Tatoooo, ale wiesz co, ja nie umiem na takim jezdzic! Ten rower ma tylko dwa kolka!
    – Jezdzi sie tak samo, jak na czterech kolkach, tylko na tym musisz zlapac rownowage.
    – Zlapac co??? Rownowage? Mam jechac i cos lapac? To bedzie bardzo trudne. Zobaczysz, przewroce sie.
    – Nie przewrocisz, bo bede cie asekurowac.
    – Jezuuuu, tato, jak ty dzisiaj dziwnie do mnie mowisz… Mow normalnie!
    – No bede cie wspierac, ubezpieczac. Po to ta listwa za siodelkiem.
    – Aaaaaaaaa…
    – No dobra, koniec gadania. Wsiadaj i pedaluj. O nic sie nie martw.
    Dziewczynka pedalowala, a ojciec biegal za nia, asekurujac.
    – Tatooooooooo! Czy to juz? Czy ja juz zlapalam te rownowage?
    – Zobaczymy… – szepnal pod nosem mezczyzna i wypuscil z reki drewniana listwe.
    Dziewczynka zatrzymala sie kilka metrow dalej, odwrocila sie, ale ojca nie bylo tuz za nia a stal w pewnej odleglosci od niej.
    – Zlapalas rownowage! – krzyknal tata.
    – Ahaaaaaaaa, to ja juz wszystko wiem!

  • Reply
    Paulina Borzęcka
    Maj 26, 2016 at 7:20 pm

    Pierwsza rowerowa jazda to nie lada wspomnienie,
    Chyba na każdym wywarła wielkie wrażenie.
    Ja moją wspominam przyjemnie lecz i tragicznie,
    Bo co prawda rower zafundował mi chwile fantastyczne,
    Ale i bez chwil grozy się nie obyło,
    Siniaków, strupków i blizn sporo od niego przybyło.
    Zwłaszcza jedna sytuacja utkwiła w pamięci mej,
    nie tak łatwo jest zapomnieć o chwili grozy tej.
    Zwłaszcza, że je znaczek noszę do tej pory,
    I nie są to mej wyobraźni wytwory…
    Spotkanie z pewnym sprzętem miało miejsce jakieś dwadzieścia lat temu,
    Może teraz przybliżę sytuację tę Jury szanownemu.
    Pierwszej jazdy odbywały się standardowo,
    Tu wywrotka, tam zderzenie,
    Nie będę tego opisywać szczegółowo 😉
    Ta najważniejsza pewnego dnia się wydarzyła,
    Jeżdżąc na rowerku pewna stłuczka się zdarzyła.
    Jadąc sobie spokojnie po drodze u mnie w rodzinnej miejscowości,
    Samochodów było niewiele, to tak dla jasności,
    Naglę widzę mamę co z podwórka się wyłania,
    Teraz duma i pycha wszystko mi przesłania,
    Chcąc zaprezentować prędko swoje nowe umiejętności,
    Nie do końca dopasowałam warunki na drodze do swojej prędkości,
    A że także sporo piasku na poboczu było,
    Bardzo szybko wszystko się wtedy potoczyło.
    Rozpęd wzięłam potężny, bo z górki trochę było,
    Pedałowanie dodatkowo tę prędkość wzmorzyło,
    I będąc już niedaleko od mej publiczności
    Hamować zaczęłam – a piasek jakby w złości,
    Postanowił w poślizg mój pojazd wprowadzić,
    Cóż ja biedna paroletnia mogłam wtedy temu zaradzić?
    Zanim się obejrzałam i zareagowałam,
    Prosto pod autobus z rozpędu wjechałam.
    Szczęście w tym nieszczęściu było tylko takie,
    Że zaparkowany stał na poboczu- bo bym była j chyba uż tylko wrakiem…
    Bez skutków zdrowotnych jednak się nie obyło,
    Właśnie przez to wydarzenie o jedną bliznę z dzieciństwa mi przybyło.
    Krwi było może całe morze,
    Mama w krzyk: „Dziecko kochane! O Mój Boże!”
    Rozcięta skóra na mą wargą górną,
    Jak ja mogłam być wtedy tak bardzo durną!?
    Prędko do łazienki mnie zaniosła mama,
    Ranę opatrzyła, ale w sumie to chciałam to zrobić sama,
    Nic więcej mi się w sumie nie stało,
    Chociaż z opowieści wiem, że podobno strasznie to wyglądało.
    Rower nie ocalał także po tym wydarzeniu,
    Nie ma się co dziwić – po takim zderzeniu?
    Scentrowane koło, kierownik wygięty,
    Złomiarz był na pewno mocno wniebowzięty 😉
    Tylna klapa Autosanu też mocno pogięta,
    Ale że autobus był wujka to nie byłam do konsekwencji pociągnięta 😉
    Od tamtej pory na piasek na drodze bardzo uważam,
    Na operację plastyczna więcej się nie narażam 😉
    Wniosek z tego wierszyka nasuwa się sam,
    Ale na wszelki wypadek napiszę go tutaj wam:
    Gdy widzisz autobus zwłaszcza zaparkowany,
    A chcesz szybko pochwalić się umiejętnościami,
    Prędkość do warunków na drodze dostosuj,
    Koniecznie mojej rady posłuchaj no i ją zastosuj!
    Chyba ze chcesz bliznę w kształcie kota znanej marki mieć na twarzy,
    Mi się już druga taka wcale, a wcale nie marzy 😉
    Chociaż gdy pomyśle o tym wydarzeniu,
    Nie mogę oprzeć się pewnemu wrażeniu,
    Że dzieciństwo bez przygód, a zwłaszcza tych rowerowych,
    To jakby jeść lody z kulek plastikowych,
    Słabe i niesmaczne, bez zapachu i smaku,
    Pamiętaj o tym dziewczyno , chłopaku…
    Nie fajne po prostu no i jakby nudne,
    Jedno więc jest pewne – dzięki rowerkom dzieci mają dzieciństwo cudne!
    Moje dzieci wiec już na rowerkach od dawna śmigają,
    Jednak dla bezpieczeństwa kaski zakładają.
    Może gdyby kiedyś takie kaski były,
    To nie miałabym o czym pisać, a tak proszę bardzo, taka oto historyja moi mili 😀

  • Reply
    Magdalena
    Maj 26, 2016 at 9:46 pm

    Mojej przygody z rowerem chyba nie zapomnę do końca zycia po dzień dzisiejszy mam bliznę na czole..
    Dwie starsze siostry postanowiły, że nauczą mnie jeździć na rowerze.. po czym zabrały mnie na pobliską drogę (jeszcze wtedy wyspaną kamieniami) – na wsi tylko główna droga była wylana asfaltem. . Była to niewielka górka w pobliżu domu. Siostry posadziły mnie na “Reksiu “- bo tak nazywał się ten mały czerwony rowerek… I puściły mnie z górki. Efekt końcowy był taki, że przeleciałam przez kierownicę i wylądowałam na drodze z kamieniem w czole mało tego zamiast zaprowadzić mnie do domu, przerażone udzielały mi pierwszej pomocy pod balkonemna szczęście mój przerazliwy płacz wezwał rodzicow

  • Reply
    Ewelina Ciurlik
    Maj 27, 2016 at 5:57 am

    Nigdy nie zapomnie moich pierwszych chwil na rowerze było to czerwcowe południe sobota miałam 4latka, chodziłam w kolko za tata ze chce nauczyć się jeździć na rowerze na dwóch kółkach hehe ze dam radę, tata wyciągnął bordowy rowerek spod werandy zaniósł na ulice dobrze ze wtedy na storczykowej ruchu nie było postawił kolo krawężnika spojrzałam na tatę pełna nadzieji i optymizmu usiadłam wzięłam wdech i odbiłam się od krawędzi tata chwile bieg ze mną ale niestety przewróciłam się i tak kilkanaście prób ale niestety bez sukcesu i powodzenia, Tata powiedział ze jutro znowu spróbujemy dziś trzeba odpocząć ja siedziałam smutna na rowerku ze Mi się nie udało,tata poszedł a ja siedziałam na tym rowerze i wkoncu stwierdziłam ze spróbuję sama… Ustałam kolo krawężnika wzięłam wdech złapam mocno rączki i odbiłam się i jechałam UDALO się jadę krzyczałam na głos JADE JADE MAMA TATA patrzcie! Rodzice siedzieli na schodach i bili brawo i tak wyglądały moje pierwsze chwile na rowerku ah

  • Reply
    Grażyna
    Maj 27, 2016 at 9:52 am

    Lelek to mój pierwszy rowerek, trzy kółka miał i fajnie grał. Czarne siodełko i czerwoną ramę, był naprawdę świetny na każdą wyprawę! Drugi rowerek zielony na dwóch kółkach w pamięci zostanie na zawsze bo pierwsza przejażdżka na nim u dziadka na podwórku skończyła się na zatrzymaniu na furze dziadka! Tak pamiętam swoje pierwsze kółka!

  • Reply
    Marta
    Maj 27, 2016 at 5:03 pm

    Z duzym prawdopodobienstwem rzecz dziala sie w sloneczny dzien wrzesnia. Nitki babiego lata zatrzymywaly sie na zadartym nosku malej dziewczynki. Zza grzywki przyslaniajacej delikatnie oczy, widac bylo zarys postaci doroslego mezczyzny, jej ojca i jaskrawozielony rower na horyzoncie. Na kierownicy przewiazane byly paski z kolorowej krepiny tanczace na wietrze. Zza siodelka wystawala drewniana listwa, dosc dluga.
    – To jest twoj rower – rzucil ojciec i wskazal reka na pojazd.
    – Moj?! – zapytala z niedowierzaniem w glosie dziewczynka.
    – Tak, twoj.
    – Tatoooo, ale wiesz co, ja nie umiem na takim jezdzic! Ten rower ma tylko dwa kolka!
    – Jezdzi sie tak samo, jak na czterech kolkach, tylko na tym musisz zlapac rownowage.
    – Zlapac co??? Rownowage? Mam jechac i cos lapac? To bedzie bardzo trudne. Zobaczysz, przewroce sie.
    – Nie przewrocisz, bo bede cie asekurowac.
    – Jezuuuu, tato, jak ty dzisiaj dziwnie do mnie mowisz… Mow normalnie!
    – No bede cie wspierac, ubezpieczac. Po to ta listwa za siodelkiem.
    – Aaaaaaaaa…
    – No dobra, koniec gadania. Wsiadaj i pedaluj. O nic sie nie martw.
    Dziewczynka pedalowala, a ojciec biegal za nia, asekurujac.
    – Tatooooooooo! Czy to juz? Czy ja juz zlapalam te rownowage?
    – Zobaczymy… – szepnal pod nosem mezczyzna i wypuscil z reki drewniana listwe.
    Dziewczynka zatrzymala sie kilka metrow dalej, odwrocila sie, ale ojca nie bylo tuz za nia a stal w pewnej odleglosci od niej.
    – Zlapalas rownowage! – krzyknal tata.
    – Ahaaaaaaaa, to ja juz wszystko wiem!

  • Reply
    Olga
    Maj 27, 2016 at 7:10 pm

    Pytanie! Jasne że pamiętam! Na rowerze nauczył mnie jeździć mój tato. Pamiętam radość jak przywiózł mi składaka którego odkupił od sąsiada mojej babci. Pamiętam jak po pracy go odrestaurowywal i kombinował z farbami by wymieszać dla mnie idealny błękitny kolor. Pamiętam jak zdobył dla mnie kulki kolorowe które wpinalo się w szprychy dzięki którym słychać było że nadjeżdżam. Pamiętam ten dzień w którym nauczył mnie jeździć. Był dumny że mnie że tak szybko zalapalam a ja byłam dumna z siebie jadąc i czując wiatr we włosach. Nie dawno przyznał !o się że kiedy jechalam gdzieś z dzieciakami na rowery z drzzeniem serca nasłuchiwał na podwórku czy już nie wracamy. I kiedy usłyszał znajomy stukot kuleczek chował się w garażu i udawał że jest zaskoczony że już wróciłam! Nauczył mnie nie tylko jazdy na rowerze ale dzięki temu po dziś dzień nie mając prawo jazdy czuję się nie zależna.Wsiadam na moją beżową damkę, wrzucam do koszyka torebkę i jadę przed siebie czując ten wiatr we włosach a w uszach dźwięk kulek z dziecięcego roweru!

  • Reply
    Margaret_kaa
    Maj 27, 2016 at 7:10 pm

    Kiedy pierwszy raz na rower-ek wsiadłam?
    Hmm kiedy to było?
    Na pewno dawno temu się to wydarzyło 🙂
    Nie pamiętam kiedy ani ile miałam lat
    Na rowerze czułam, że mogę zdobyć świat!
    Pamiętam, że koła takie duże były,
    Po nocach mi się śniły 🙂
    Na bagażniku woziłam młodszego brata…
    To były szczęśliwe lata.
    Jazda czerwonym składakiem bez marki
    Dawało radości bezmiarki
    Uśmiechu wiele dawała mi jazda
    Na mojej wsi, daleko od miasta …

  • Reply
    Ola Burdyńska
    Maj 27, 2016 at 9:19 pm

    Doskonale pamiętam swoją pierwszą jazdę na rowerze. Rower był cały fioletowo- różowy co dla mnie (wtedy 4- letniej dziewczynki) miało ogromne znaczenie. Miał na kołach takie kolorowe kuleczki które radośnie brzęczały w momencie jazdy. Boczne kółka utrzymywały mnie stabilne na drodze a pomagał mi w tym Tata, który niedługo po odczepieniu bocznych kółek podwędził Mamie miotłę i kij od niej zaczepił jako prowadnik do roweru. Pamiętam mojego Tatę jak za mną biegał jak szalony, pamiętam ten wiatr we włosach i mój perlisty śmiech. Pamiętam tą radość, to uczucie że cał świat należy od mnie bo mogę wszystko. Taka się czułam wyzwolona na tym rowerze 🙂

  • Reply
    Fatima
    Maj 27, 2016 at 9:27 pm

    Przyznam szczerze, ze nie pamietam jak to dokładnie było, ale moja mama opowiada ta historie zawsze, każdemu i przy każdej okazji. Jako zodiakalny Byk upór mam we krwi. Ja, w przeciwieństwie do innych dzieci, nie chciałam jeździć “z kijkiem”, toteż powiedziałam tacie, ze ma go wyjąc. Stawiałam rower przy ławce, wchodziłam na nią, z ławki na rower, odepchnięcie, upadek… I tak w kółko. Kolana zdarte do krwi (wtedy nie było mody na ochraniacze czy kaski…), ale zasiadałam i próbowałam dalej. I tak w kółko. Mama widząc to z okna płakała, ze wystarczy, ze dość, ze powinnam z kijkiem. A ja ze nie, ze sama się nauczę! I nauczyłam się! Po kilkudziesięciu próbach, kilkudziesieciu upadkach, w końcu mi się udało! Złapałam równowagę i pojechałam! To niepozorne zdarzenie z dzieciństwa nauczyło mnie determinacji, wytrwałości i pokazało, ze nierzadko osiągniecie celu bywa okupione bólem, jednak satysfakcja, jaka potem nadchodzi sprawia, ze szybko o tym bólu zapominamy!

  • Reply
    malvi1987
    Maj 28, 2016 at 4:18 am

    Zaskakujące jest ile osób pamięta ten moment! Niestety moja pamięć nie sięga tak daleko. Na małym rowerku, wiem że zaczęłam jeździć maja niespełna 3 latka. I jedyne co pamiętam coś jak przez mgłę to to jak wydzwonilam W słup i koleżanki zaprowadzily mnie do domu, mama omal zawału nie dostała widząc moja twarz we krwi, myslala, ze stracilam oko! Ale skończyło się to tylko lekkim drasnieciem 😉

    • Reply
      Kasia
      Maj 28, 2016 at 10:18 am

      no właśnie pamiętamy 🙂

  • Reply
    Kasia
    Maj 28, 2016 at 10:17 am

    bardzo mi miło, że tu jesteście :*

  • Reply
    Aga_i_Mela
    Maj 28, 2016 at 4:32 pm

    Ha, bardzo dobrze to pamiętam 🙂 Nie tak łatwo kiedyś dzieci dostawały rowerki, najczęściej na komunie. I to był właśnie taki rowerek, który brat dostał z okazji pierwszej komunii świętej. A gdy ja już do niego dorosłam i brat mi go podarował, przyszła pora na moją pierwszą przejażdżkę. Gdy już wszystko do mnie zostało dopasowane, wsiadłam i z asekuracją mojego taty robiłam rundki w koło parkingu. Jedno, drugie, trzecie kółeczko, a przy czwartym tata dał mi więcej swobody i puścił. Skręty mi kiepsko szły więc gdy zbliżałam się do jednego z nich pojechałam prosto wjeżdżając do śmietnika zatrzymując się na koszu :D. Wtedy miałam wielkiego stracha i zbite kolano, a dziś z tego się już tylko śmieje. Nie poddawałam się i wchodziłam na rower ponownie. Do dziś uwielbiam jazdę na rowerze i często z mężem i córką podróżujemy właśnie w taki sposób. Nie mamy też auta, co w dzisiejszych czasach jest mało spotykaną sprawą. Dlatego też jest więcej okazji by wyjść na rower. Cieszę się zatem że moja córka lubi z nami podróżować w ten sposób. I ciekawa jestem jak dałaby sobie radę na takim rowerku biegowym. Jedno jest pewne – znając jej temperament – radości nie byłoby końca. Trzymamy więc mocno kciuki, bo cudownie byłoby widzieć dziecko, które już od małego uczy się skręcać 😀

  • Reply
    Kasia Wierzba
    Maj 29, 2016 at 6:04 pm

    Pamiętam do dziś ten wielki dzień,moja Pierwsza Komunia Święta.Miałam swoje marzenie i nadzieję,że rodzice je spełnią.Od kilku miesięcy błagałam ich o nowy rower.I w końcu nadszedł czas na prezenty.Zegarek,naszyjnik,książki,czas upływał a tu nic.Mina rzedła mi coraz bardziej.Nagle mama woła mnie na podwórko.Tata stoi i trzyma za kierownicę-ROWER.Niebieski,błyszczący w słońcu mój wymarzony i wyśniony rower.Z radości się popłakałam,uściskałam rodziców i ruszyłam z Rometem na swoja pierwszą wyprawę….Z pierwszą miłością jest jak z jazdą na rowerze .Tego nigdy się nie zapomina …. letnim szczęśliwym związku, a i tak nadal pamiętam moją pierwszą miłość.Do dziś pamiętam tatę,sztylem od łopaty za siodełkiem , mój pierwszy rowerek i strach przed upadkiem.Pamiętam również jak bardzo chciałam zaimponować mojemu tacie,że umiem.Krzyczałam żeby wyciągnął kij-Ja sama!!!Pamiętam dumę,która mnie rozpierała,uczucie wolności i wiatr we włosach…A potem zatrzymałam się na bramie sąsiada.Bolało,warto było.Takie to były czasy,że jak się na Komunię rower dostało to był szczyt marzeń 🙂

  • Reply
    lulu
    Maj 29, 2016 at 6:11 pm

    Oczywiscie, ze pamietam swoja pierwsza jazde na rowerze! Bylo to z 25 lat temu, ale wspomnienia sa zywe do dzisiaj! W czerwcu na dzien dziecka dostalam sliczny czerwony rower, ktory byl moim marzeniem od hmmm…powiedzmy od momentu, gdy pare miesiecy wczesniej moje ulubione kolezanki-blizniaczki, dostaly swoje 2kolka. Za nauke jazdy odpowiedzialny byl moj tata. Wyszlismy na nasza piaskowa ulice z mnostwem dziur i sie zaczelo….kilkakrotnie obrazalismy sie na siebie, plakalam co 10 min, rzucalam rowerem i do niego wracalam. Az wkoncu udalo mi sie samodzielnie przejechac cala ulice. Co za szczescie! Tata uczyl mnie jeszcze jazdy na lyzwach i samochodem-emocje byly podobne,hehe.pozdrawiam!

  • Reply
    olka
    Maj 29, 2016 at 8:02 pm

    Odpowiem tak: moje przeżycia rowerowe to dla mnie trauma…niestety :p . Na 3 kółkach śmigałam jak strzała ( podobno). Jazda na 2 kółkach już taka prosta nie była. Rodzice nie mieli cierpliwości do mych histerii ( gdy coś mi się nie udawało poddawałam się od razu), ja nie miałam zapału, chęci i motywacji. Nauczylam sie jeździć dopiero w wieku 12 lat, gdy koleżanki z podstawówki były dla mnie ważniejsze niż rodzice (wiadomo!) i wstyd mi było, gdy na pytanie czy ide z anką i kaską na rower, musiałam mówić “nie”. Nie pamiętam momentu, gdy po raz pierwszy pojechałam sama w ” świat”, nie pamiętam też swojego pierwszego roweru. Wiem jednak, że jazda na rowerze stała się moją wielką pasją i ta pasja trwa aż do teraz. W tym roku planujemy spędzić z mężem i niemal 2 letnią córką kilka dni na Bornholmie i poznać tamtejsze cudowne trasy rowerowe.

  • Reply
    Agnieszka - najmłodsza siostra
    Maj 29, 2016 at 9:07 pm

    Pierwsza jazda na rowerze – wyzwanie! Dorównać starym braciom, bo oni nie mieli dodatkowych dwóch kółek z boku. Kazałam odrazu je odkręcić i zaliczałam upadki jeden za drugim… starte kolana, łokcie, broda. Mama widząc kolejne upadki kończące sie krwawo, naciskała na ojca by ten jednak przykręcił kółeczka boczne ponownie. Ojciec stwierdził, że dam radę. I dałam, nie poddałam się. Na drugi dzień podążałam za braćmi już na dwóch kołach… fioletowa od gencjany na otarciach. Ps. podwórko nie było trawiaste… żwirowa droga…

  • Reply
    Ilona Natalia Sakson
    Maj 30, 2016 at 6:11 am

    Moja przygoda z rowerem zaczęła sie od czterokołowca 🙂 jednak nie pamietam tego zbyt dobrze. Pamietam jednak 2 sytuacje dzien po dniu, rower otrzymałam na komunie. zawsze byłam chlopaciarą i byłam ciut większa niz inne dziewczyny dlatego na komunie dostalm górala męskiego! (Z czego byłam bardzo zadowolona). Pierwszego dnia jeździłam z koleżankami i kolegami w pobliżu bloków. Na moje nieszczęście a na szczęście ekologii, pod kazda klatką stały małe, zielone śmietniki, a ze z równowagą było u mnie słabo – niestety nie umiałam go ominąć… Zanurkowałam w nim 😉 śmiechu było co nie miara, przez chwile miałam nawet ksywkę “nurek” 😉
    Drugiego zaś dnia nasz mega extra samochód – ZASTAWA (kto nie wie jak wyglada, warto zerknąć, bo mega ;-P) się zepsuł a ja z matematyki miałam kartkówkę. Tata wpadl na genialny pomysł, ze pojedziemy moim rowerem. Było super siedziałam wygodnie na ramie (jeszcze wtedy sie mieściłem ;-P). Było tak super przez 1,5 min. Zdążyliśmy wyjechać za blok i mądra Ilosia wsadziła nogę w szprychę… Ja spadłam na bok a tata, zeby mnie ochronić przeleciał przez kierownik… To był straszny widok, ale dał radę. W koncu to tata 🙂 Poszliśmy na pieszo, na kartkówkę oczywiście sie spóźniłam, ale tata mnie wytłumaczył 🙂
    Teraz to my bedziemy naszego synka uczyć jeździć i dbać by był bezpieczny, zeby nie jeździł po śmietnikach, ani nie wsadzał nóżek w szprychy 😉 jestem juz bogatsza o doświadczenia z dzieciństwa i bede dbać o mojego szkraba 🙂
    Nick na fb Ilona Natalia Sakson
    Nick na ig ilos89

  • Reply
    juustynaa_86
    Maj 30, 2016 at 9:26 am

    Swoje początki jazdy na rowerze pamiętam już jako trzylatka posiadaczka trójkołowego pojazdu. Lato spędzałyśmy z siostrą u babci. Pamiętam jak zjeżdżałam z górki a wtedy żyła jeszcze prababcia, a ona zawsze siedziała na schodkach przed domem i patrzyła jak się bawimy. Są to niestety jedyne wspomnienia z nią. Później otrzymałam wspaniały rowerek z bocznymi kółkami, miałam wtedy około 4-4,5. Bardzo chciałam żeby rodzice mi je odkręcili. Byłam bardzo zawzięta, nie dawałam rodzicom spokoju. W końcu dali się namówić. I tak zaczęła się przygoda z dwoma kółkami. Początki nie były łatwe. Upadek za upadkiem, obdarte kolana, stłuczki z czym popadnie, to na płocie, to wylądowałam na schodach, albo na trawniku. Jeździłam tak cały dzień, byłam niezmordowana, nie szło mnie zaciągnąć do domu. Byłam bardzo uparta, ale w końcu się udało po tylu próbach nauczyłam się jazdy na dwóch kółkach. Jaka była wtedy radość a zarazem pamiętam jak wszystkie sąsiadki mi zazdrościły, że ja umiem a one nie 😛 (ach te dzieci, a było nas sporo w moim wieku). Oj. fantastycznie jest powspominać tamte czasy, mogłabym godzinami tak opowiadać.
    Pozdrawiam serdecznie
    Justyna Dragon (na ig jako juustynaa_86)

  • Reply
    Basia
    Maj 30, 2016 at 1:07 pm

    O jeżu jaki ten rowerek jest boski! W ostatniej chwili zdążę się zgłosić 😀 Kask już mamy 😀

    A moje pierwsze rowerowe wspomnienia wyglądają tak :
    Jedziemy z tatą drogą obok stadniny, drogę od pasących się koni dzieli głęboki , zacieniony rów porośnięty topolami i siatkowym płotem. Od mojego różowego roweru tata odkręcił już boczne kółka i zainstalował w bagażniku drewniany trzonek żeby mnie trzymać….
    Tata,jak to tata, wsadza mnie na rower, rozpędza i puszcza… (tak samo potem uczył jeździć mnie na łyżwach! O.O)
    Wpadam do rowu,na łeb na szyję,kosząc przy okazji część trawy wewnątrz i taplając się w niewielkiej ilości wezbranej tam wody. Nie pamiętam żeby mnie coś bolało, pamiętam ten rów i zdarte kolana i minę mamy gdy wróciliśmy do domu i zobaczyła zakrwawionego zabłoconego trolla z trawą w zębach…. Wróciłam oczywiscie na rowerze bo duma nie pozwalała mi w takim stanie pokazywać się dzieciakom przed blokiem 🙂
    Nie zraziło mnie to do dalszej nauki , ale spektakularne wywrotki są do dzisiaj moją specjalnością 😀 Czy na rowerze czy na nartach potrafię tak wyrżnąć że świadkowie chcą już wzywać karetkę a ja wstaję, otrzepuję się i jadę dalej 😉
    No i oczywiście odziedziczone przez synka geny sprawiają że ten niczego się nie boi a niepowodzenia nie zrażają go do dalszej nauki. Nie ma jeszcze rowerka, narazie wozi się plastikowym skuterem-jeździkiem na którym to ostatnio (po raz pierwszy odkąd go ma) przewrócił się o niziutki krawężnik na ostatniej prostej przed placem zabaw. Łokcie całe, kolana całe i tylko przygryziona warga. Chwilę po otarciu łez wbiegał już z dziećmi na zjeżdżalnię 🙂 moja krew!

  • Reply
    Karolina Komar
    Maj 30, 2016 at 2:43 pm

    Doskonale pamiętam swoją pierwszą przejażdżkę na rowerze 😉
    Ciepłe, słoneczne lipcowe popołudnie. Tata wrócił z pracy, a ja od progu prosiłam go żeby odpiął mi boczne kółka od rowerku, bo ja jestem już „duża” i mogę jeździć na dwóch kółkach.
    Czekałam z niecierpliwością, aż tata zje obiad i razem pójdziemy do warsztatu gdzie mój rower tak samo jak ja będzie „dorosły”
    Tata odpiął kółka i powiedział, że pierwszą przejażdżkę bez bocznych kółek robię z jego asystą.
    Bez wahania się zgodziłam i usiadłam na swoim zielonym „dorosłym” rowerku, tata asekurował mnie z tyłu. Raz, dwa, zakręciłam pedałami i jadę, tata biegł za mną i tak kilka razy, aż doszedł do wniosku, że całkiem dobrze daję sobie radę i mogę jechać sama.
    Szczęśliwa, że pierwszy raz sama będę jechała na moim rowerku, zakręciłam pedałami, jadę i jadę i naglę odwróciłam głowę i krzyczę to taty: „Tato jadę sama” i łup w bramę. Z całym impetem uderzyłam w bramę, spadłam tak niefortunnie z roweru, że złamałam rękę…
    Mino tego, że jazda zakończyła się wizytą w szpitalu i gipsem to i tak baaardzo miło wspominam swoją jazdę na „dorosłym” rowerze <3

  • Reply
    _baltazar89
    Maj 30, 2016 at 6:20 pm

    pierwszy rower dostałem na komunie, takie były czasy. Szybko nauczyłem sie jeździć, po kilku jazdach “próbnych” wyruszyliśmy z kolegą na około bloku. Zrobiliśmy 2 kołeczka, a raczej ja jechałem jakbym gonił węża, okrągłych kołek to na pewno nie przypominało. W pewnym momencie przejeżdżała staż miejska, a strażnik przez megafon wypowiedział zdanie, którego do dzisiaj nie zapomnę “PROWADZĄCY POJAZD PROSZĘ SIE ZATRZYMAĆ” okazało sie ze nie miałem przy rowerze switeł. Na szczęście jedynie poprosił, bym przekazał rodzicom, że musza zamontować mi światełka. Pamietam jak sie wtedy bałem mandatu 🙂 teraz sie z tego smieje, tak samo jak z formalnego tekstu do 9-latka i mojego “pojazdu”. Ja nie milem okazji uczyć sie jeździć na rowerze zbyt wcześnie, dlatego chciałbym nauczyć synka tego za młodu i na pewno dopilnuje, by zarówno syn jak i rower byli dobrze oświetleni 😉
    Nazwa z instagrama _baltazar89

  • Reply
    Kinga Sołtys
    Maj 30, 2016 at 8:19 pm

    Pamiętam doskonale mimo, iż miałam ok 5-6 lat. Tatuś kupił mi piękny żółty rowerek “REKSIO”. Mieliśmy rozpocząć wspólną naukę jazdy na nim, tatuś poszedł do piwnicy poszukać kij, którym miał mnie podtrzymywać a ja w tym czasie sama dosiadłam mojego rumaka i pojechała:) Pamiętam jaka byłam dumna sama z siebie. No i całe “podwórko” mi zazdrościło, że tak dobrze mi poszło:)

  • Reply
    Karolina Chojecka
    Maj 30, 2016 at 8:22 pm

    Pierwsza jazda pamietam ogromne emocje, BMX wymarzony niczym BMW I ta chęć ogromna, nie wiem jak ale musze, chce, dam radę, to przecież tylko 2 koła Pierwszy upadek nastąpił szybko, ale to nic, nic nie bolało w tak ogromnej chęci jazdy samodzielnie, tak dorośle na 2 kolkach. W końcu po całym dniu, dniu ważnym, pełnym emocji, wiary w samą siebie, bo jak nie ja to kto?! Udało sie , ujezdzilam BMX-a, łatwo nie było, siniaki pamietam do dzis, ale i dumę ogromną

  • Reply
    Karolina Chojecka
    Maj 30, 2016 at 8:25 pm
  • Reply
    Karina Wenta
    Maj 30, 2016 at 8:28 pm

    Moja pierwsza jazda na rowerze skończyła się upadkiem na tory kolejowe na wsi. Było kilka upadków i potem już jeździłam jak szalona na składaku z rozkręcana ramą, która od czasu do czasu samoistnie się odkręcała 😉 trzeba było pilnować. Pozdrawiam

  • Reply
    Dominika Kotula
    Maj 30, 2016 at 8:30 pm

    Pamiętam ten dzień jak dzisiaj rozmawiałam z Mamą i mówiłam jej,że tak bardzo chciałabym umieć jeździć na rowerze na 2 kółkach,że inne dzieci umieją a ja nie… i tak pamiętam jak mnie pocieszała tłumaczyła,że się nauczę a rower stał w garażu.. a jak pamiętam byłam bardzo upartą dziewczynką zresztą jestem do tej pory 😀 poszłam na dół Rodzice mnie szukali po domu a ja poszłam do garażu wyciągnęłam swojego bmx pamiętam kolor miał biały z żółtymi wstawkami i fioletowe rączki a z rączek zwisały takie frędzelki jakby ze skóry i miał dzwonek srebrny i wydawał taki dziwny dźwięk i takim sposobem Rodzice znaleźli mnie w ogrodzie z moim bmx-em 🙂 widzieli,co ja wyprawiałam nie wiedziałam jak zabrać się za tą jazdę rowerem pamiętam Tato włożył mi patyk i prowadził najpierw a ja byłam tak uparta,że chciałam sama i sama płakałam i wywracałam się na tym bmx-ie na betonie i za każdym razem popierałam nogą aż rozwaliłam kolano płakałam chyba z godzinę, krew leciała i leciała a ja nie lubię tego widoku nawet nie dałam zakleić kolana wsiadłam znowu i tak próbowałam w kółko aż wreszcie się udało jeden,drugi,trzeci potem znowu było kiepsko potem znowu dobrze i tak zaczęłam jeździć sama byłam z siebie taka dumna i do tej pory jeżdżę na rowerze i nadal jestem taka parta jak byłam,ale teraz chociaż już nie mam porozbijanych kolan i krew której widoku nie lubię bo mdleję nie leci 😀 wspomnienia mam nawet gdzieś zdjęcia z tego cudownego wydarzenia są w domu muszę je odkopać. Synek starszy już umie jeździć na 2 kołkach 🙂 tak samo uparty jak mama tak samo nauka szła porozbijane kolana , płacz ale udało się teraz kolej na młodszego i idealnym prezentem był by rowerek kido 🙂 nasze marzenie może doczeka spełnienie i będzie kolejnym rowerzystą w Rodzinie trzymamy mocno kciuki 🙂

  • Reply
    Karina Szkutnik
    Maj 30, 2016 at 8:45 pm

    Och pamiętam. Na wakacjach wyznaczyłam sobie cel że nauczę się jeździć na rowerze i to w dodatku bez niczyjej pomocy. Tak tak taka ambitna ze mnie bestia była. Uczyłam się u ciotki na podjeździe z garażu. Była tam lekka górka. Zjeżdżałam z niej próbując utrzymać równowagę, nie muszę chyba dodawać że moje kolana wyglądały jak po wojnie. Ale to nic ważna dla mnie była ta misja i doprowadzenie jej do finału. Powiem wam że był sukces niestety długo się nim nie nacieszyłam. Na drugi dzień nie umiałam wstać z łóżka okazało się że mam naderwane mięśnie i skreconą nogę. Pot, krew i łzy… było to wszystko,ale i duma z samej siebie że się udało.

  • Reply
    Aga
    Maj 30, 2016 at 9:18 pm

    Jasne, ze pamietam swoja poerwsza jazde na pieknym, niebieskim rowerku. Mial biale raczki i napis Smyk 🙂 ja mialam 4 lata slonce swiecilo, a mnie moj starszy o 2 lata brat dopingowal. Moja Mama dzielnie mnie prowadzila trzymajac niezawodny kij 🙂 bylam zachwycona jazda przed siebie po nierownym chodniku z betonowych plyt 🙂 P.S. Chętnie zobacze na zywo rowerek, bo tez jestem z Gdańska i wlasnie poszukuje dla mojego ponad 2 letniego Krzysia niezawodnego rowerka 🙂 pozdrawiam serdecznie Aga

  • Reply
    Ola
    Maj 30, 2016 at 9:33 pm

    Moja pierwsza jazda na rowerze miała miejsce na działce… To był żółty “składak”, dostałam go po kuzynce długo przed komunią, a który został mi skradziony. Szkoda bo nawet go lubiłam.
    Pierwsze próby ruszania polegały na odpychaniu się, gdy już odważyłam się położyć stopy na pedałach zaliczyłam kilka upadków, ale nareszcie udało się przejechać drogę wzdłuż działek. Zawsze podobało mi się jak mój wujek ruszał, a mianowicie jedną nogę stawiał na pedałach, druga się odpychal i wskakiwal na niego… Jeździć się nauczyłam, ale wskakiwac na rower jak wujek niestety nie 🙂

  • Reply
    Weronika
    Maj 30, 2016 at 9:38 pm

    Moja pierwsza jazda na rowerze była bardzo tragiczna. Dostałam od dziadka rower, który jak dla mnie był mega wypasiony, ale dla innych byl gratem 🙁 ś.p dziadziuś się starał i nawet go przemalował na czerwony kolor, ale zapomniał o jednej ważne rzeczy… żeby zamontować hamulce!!! Uważał że nie nauczę się szybko jazdy a tu ciach parę minut i śmigam po podwórku… Niestety zachciało mi się wycieczki na koniec ulicy, pędziłam jak strus gdy otrzymalam dosyć duża prędkość to chciałam się zatrzymać ale nie wiedzialam jak więc… Uderzylam w śmietnik!!! Tak w śmietnik, miałam rozbity nos, łokieć, nogi zdarte ale to mnie nie powstrzymalo od kolejnych prób jazdy na rowerze ale to już tylko z hamulcem i kaskiem 🙂

  • Reply
    Agnieszka Wójcik
    Maj 30, 2016 at 9:38 pm

    Dnia pewnego, czerwcowego, gdy ciepło bardzo było,
    dziewczynce małej na dwóch kółkach jeździć się marzyło.
    Do tej pory bez kółek dodatkowych jeździć się bała,
    aż wreszcie przed dziadziusiem popisać się chciała.
    Dziadziuś Boluś dumny i zadowolony,
    kółka dodatkowe odkręcił z każdej rowerka strony.
    W tym momencie rowerek stał się magiczny!
    Nie był już kolosem, był smukły i śliczny.
    “Spróbuję!” – pomyślała Agusia mała,
    gdy na rowerek ten piękny ochoczo wsiadała.
    Miał kolor błękitny i dzwonek brzęczący,
    światełka odblaskowe, mechanizm “na pedały” hamujący.
    I ruszyła, lecz co to?! Czemu tak się chwieje?
    “Zaraz się przewrócę! Chyba oszaleję!”
    Pędziła przed siebie po kamiennej górce,
    rozpędzona, rozdygotana, wprost na siatkę z murkiem!
    I tam oto właśnie się zatrzymała,
    gdy w siatkę drucianą ogrodzenia z rozpędem wjechała!
    “Dziadku! Coś Ty zrobił? Jeździć nie potrafię!,
    Z kółkami bocznymi było dużo łatwiej!”
    Jak mogłeś dziadziusiu zabrać równowagę?!” –
    krzyczała dziewczynka do dziadka, a on z trudem zachowując powagę,
    powiedział, że przecież sama się zarzekała,
    że jeździć już potrafi i sama tego chciała!
    I ruszyła znowu dziewczynka z dumnie uniesionym czołem,
    pchając rowerek na górkę z niemałym mozołem.
    Jeszcze raz zjechała, tym razem się udało,
    choć na boki jeszcze dziewczynką chybotało…

    Tak oto pierwszą jazdę rowerkiem zaliczyłam,
    zachwycona swymi umiejętnościami srogo się przeliczyłam.
    I choć miałam guza i dwa wielkie siniaki,
    to dziadek wiedział, że się nie poddam, a ja dziękuję mu za zaufanie, wiarę we mnie i prezent taki! 🙂

  • Reply
    Dominika
    Maj 30, 2016 at 10:27 pm

    To co od kilku lat nieustanie wywołuje rogala na mojej buzi to wspomnienia pierwszych chwil na rowerze… ale mojego niewidomego faceta, a nie moje. Otóż jako dzieciak, mimo swojej niepełnosprawności nie odstawał za bardzo od rówieśników, więc i rower był obowiązkowy, tym bardziej, że na poziomie światła i kształtu trochę widzi. Aut te ponad 30 lat temu prawie nie było, to nawet niewidzący chłopiec mógł sobie poszaleć po osiedlu. No i tak w ramach nauki mało nie rozjechał pewnej pani na chodniku, która zezłościła się i krzyknęła “jak jeździsz? co ty ślepy jesteś?!” a młody niezrażony krzyknął tylko “tak!” i pognał rozjeżdżać kolejnych przechodniów. Jednak to co rozbroiło mnie najbardziej to jak wracał już trochę mniej skoncentrowany i przywalił w słup pełną parą, więc oczywiście w ryk. Podbiega jego tato przygląda się wielkiemu guzowi na czole syna , potem słupowi (a traf chciał, że w ten sam słup niedługo wcześniej walnęło auto nieźle go demolując) i mówi “patrz co zrobiłeś! cały słup skasowałeś!” Młody obadał sprawę i był tak dumny ze swojego osiągnięcia, że z rozdziawioną buzią wracał do domu, oczywiście całkowicie zapominając, że miał w planie płacz 🙂

  • Reply
    Lilla
    Maj 31, 2016 at 3:11 am

    Ja pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.A to wszystko dlatego, że gdy przeprowadziliśmy się 25 lat temu ze wsi do miasta strasznie byłam podekscytowana.Cieszylam się, z nowego domu, z nowego miejsca, z tego że będę mieć nowych znajomych i w ogóle, że jakoś tak będzie inaczej ” nowocześniej”.Pewnego słonecznego dnia wyjechałem z moją starsza siostra na droge przed domem, a pamiętam że ja jeszcze” kalicylam” na rowerze i bałam się szybkiej jazdy, ale nie chciałam tego pokazywać, więc wsiadam na rower i szybko się rozpędzilam…ale niestety nie skończyło się to dla mnie dobrze. Wjechałam w krawężnik i żeby się bronić od upadku na buzię, całe ręce i kolana obdarłam, aż do dziś na jednym kolanie mam znaczna pamiątkę z tej mojej przejażdżki rowerowej.

  • Reply
    Alicja Mikołajczak
    Maj 31, 2016 at 5:11 am

    Oczywiście, że pamiętam i napiszę w mega skrócie… Tata chciał mnie nauczyć i biegał ze mną dookoła bloku z kijem…gdy puścił oczywiście straciłam równowagę i się przewróciłam…. Powiedziałam ze sto razy, że ‘nie bede już więcej jeździć ‘… I tak kolejne podejście moje (mega obrazalskiego uparciucha) odbyło się rok później 😉

  • Reply
    Alicja
    Maj 31, 2016 at 6:21 am

    Pewnie ze pamiętam bo uczył mnie mój śp. Tato. Tato był biznesmenem często był w delegacjach i rzadko miał czas dla dzieci. Dlatego to jedno z niewielu wspomnień z dzieciństwa jakie z nim zachowałam. Pozyczylismy rower od córki sąsiadów i próbujemy najpierw tato prowadził mnie na kiju i biegł za mną. Wydawało mi się to łatwe dopóki nie zauważyłam że mnie nie puścił 🙂 od razu wjechałam w płot rzuciłam rower na ziemię i powiedziałam z płaczem ze więcej nie wsiadam :l ale namówił mnie na kolejną próbę. Było mi wstyd być mięczakiem w oczach taty zwłaszcza ze byłam córeczka tatusia i jego oczkiem w głowie :)kilkadziesiąt prób później nauczyłam się jeździć :)i dziękuję mu za to :*

  • Reply
    Lineczka192
    Maj 31, 2016 at 6:39 am

    Cieżko by było zapomnieć moje początki jazdy na rowerze, bo wciąż mam po nich ślad. Niczym tatuaż na skórze…Nawet teraz kiedy pisze widze na moim kolanie małe czarne drobinki żużlu pobwijane pod skórę. Nieusuwalne. Zostaną ze mną na zawsze! Ale to miłe wspomnienia.
    Mała podlubelska wieś trzydzieści lat temu. Bieda aż piszczy dookoła.Czwórka dzieci i jeden mały rowerek-chyba sobie wyobrażacie jakie toczyły się o niego bójki.Ale jak go sobie przypominam to był nie rower,a mistrzostwo świata w wykonaniu mojego taty. Dwa różne kółka jedna większe od drugiego. Niby czerwony a pól ramy niebieskie, kierownica oczywiście tez zmontowana z kilku innych strych rowerów. A o hamulcach to mogliśmy pomarzyć! I mały zgórek koło domu wysypany żużlem. To tam stawiałąm pierwsze „rowerowe kroki”. To tam zdzierałam kolana, nos i łokcie. Tam lała się krem ,pot i łzy. Bo jak już się wywalczyło rower na pięc minut to człowiek się poobijał jak piłka od golfa. Pamiętam jak całe lato chodziłam w strupach, wielkich ,jedne stare inne świeżo zdarte. Myślisz że komuś to przeszkadzało,alez skąd!To była najlepsza zabawa świata. Kurz czarny unosił się spod kół kiedy ruszało się z kopyta i gnał nas letni wiatr. Dziecięcy chichot zmieniał się co Chile głośny płacz,a potem woda utleniona bandżz i te słodkie mamine całusy na każdym zdartym kolanie. No i te tatuaże żużlowe,każdy z mojej rodziny je ma. Naturalne pamiątki po dzieciństwie na wsi.

    uspostępnione na insta-Lineczka192

  • Reply
    Katarzyna Kijek
    Maj 31, 2016 at 8:22 am

    Nie pamiętam za wiele z dzieciństwa, jedynie pewne wydarzenie z przedszkola, gdy miałam 6 lat.
    Niestety nie opiszę tutaj moich wrażeń z pierwszej jazdy rowerem, ponieważ nie ma co opisywać (nie miałam roweru).
    Kiedyś były inne czasy…moja rodzina należy do wielodzietnych (mam 6 rodzeństwa 🙂 lata temu, mieszkało się w małym domku z dwoma pokojami. Naszej rodzinie się nie przelewało, zdarzało się, że brakowało pieniędzy na podstawowe środki do życia…ale za to miłości było pod dostatkiem. Słodycze widzieliśmy raz do roku, a o zabawkach mogliśmy tylko pomarzyć. W dzisiejszych czasach jest mnóstwo wspaniałych zabawek, czy wszelakich pojazdów dla dzieci. Jak mawiają: kupiłby wieś, tylko pieniądze gdzieś. Moja córcia doczekała się roweru dopiero na pierwszą Komunię Świętą, a synek niestety musi jeszcze poczekać.
    Wielu rodziców może pozwolić sobie, aby pójść do sklepu i od ręki spełnić marzenie ich pociechy, kupując wyśnioną zabawkę. Ja podchodzę do tego inaczej, choć może gdybym miała ”morze” pieniędzy też zachowywałabym się właśnie tak, jak inni i rozpieszczała moje dzieci…chociaż nie, nie zrobiłabym im tego.
    Od małego wpajam swoim dzieciom pewne wartości, staram się, aby dbały i szanowały wszystko co posiadają,
    oraz potrafiły się tym dzielić z innymi.
    Synek 6 lipca obchodzi swoje 3 urodziny wiem, że taki rowerek wywołałby ogromną radość, bo to jego spełnienie marzeń…jednak my nie możemy pozwolić sobie na taki zakup. Myślę, że dostanie swój pierwszy rower, tak jak jego starsza siostra, dopiero na Komunię. Chciałabym, aby moje dzieci dorastały w miłości i przekonaniu, że nie wszystko można mieć od ręki, jedynie ciężka praca popłaca, że w życiu są ważniejsze priorytety niżeli rzeczy materialne.
    Trzymam bardzo mocno kciuki za wszystkich, pamiętajcie w życiu nie liczą się tylko pieniądze, zdobyta posada w pracy, czy rzeczy materialne…liczy się miłość, rodzina i zdrowie, które jest bezcenne 😉

  • Reply
    Sofija Wieszczeczyńska-Anlauf
    Maj 31, 2016 at 8:57 am

    Hej Kasiu,
    moja pierwsza jazda na rowerze była zgoła ekstremalna. Kiedy ja byłam małą to rowerki dostawało się od brata, siostry, kuzyna, kuzynki lub znajomych. Mój również był już mocno używanym starym pomarańczowym, obdartym składakiem. Nie było pitu pitu na czterech kółkach czy biegowym. Z grubej rury od razu na dwukołowym rowerze. No więc kilka razy tata pomagał mi utrzymać równowagę, ja uczyłam się pedałować a on trzymał. I jak każdy rodzic za którymś razem puścił. Tylko, że ja jeszcze nie nauczyłam się wtedy hamować tak jak trzeba… A że przede mną był już wyjazd na główną ulicę to zeskoczyłam i zahamowałam nogami. I to był by piękny koniec historii gdyby nie fakt, że w tym momencie odpadło mi przednie koło. Tak! ODPADŁO! I poleciało wprost na ulicę pod koła samochodów. I tak oto zakończył żywot rower kilku pokoleń dzieci, a ja rok później doczekałam się pięknego, nowego, bordowego składaka na Komunię 🙂 I wtedy już śmigałam jak błyskawica po osiedlowych dróżkach.

  • Reply
    Weronika Małys
    Maj 31, 2016 at 9:35 am

    Mimo, że upłynęło już tak wiele lat, swoją pierwszą jazdę na rowerze pamiętam doskonale. Pewnego letniego dnia mama i tata uznali, że jestem już na tyle dużą dziewczynką, aby rozpocząć swoją przygodę z rowerem. Ściągnęli więc go ze strychu – mały, jasnoniebieski, na trzech kółkach, z wielkim bagażnikiem-przyczepką z tyłu. Przeraziłam się nieco – to ma być mój rower?! Taki zakurzony, brudny i cały w okropnych pajęczynach?! Phi! W dodatku po starszej siostrze! Moje oburzenie nie trwało jednak zbyt długo, ponieważ mama, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w kilka chwil przemieniła ścierką mój “nowy” rowerek w piękny pojazd. Umyła go, wyczyściła, wypolerowała i wyglądał naprawdę jak nowy. Muszę przyznać, że byłam w siódmym niebie! Przestało mi nawet przeszkadzać, że dostałam go w spadku po siostrze. Nie mogłam się już doczekać, aby na niego wsiąść. Mama i tata mówili wprawdzie, że nauka jazdy na rowerze nie jest wcale taka prosta, bo trzeba opanować kilka zasad, ale kto by ich tam słuchał! Co może być trudnego w jeździe na rowerze? Przecież to z pewnością bułka z masłem – moja siostra śmiga na rowerze jak szalona i jakoś nie widziałam, żeby sprawiało jej to jakąkolwiek trudność! Wystarczy usiąść na siodełku, kierować kierownicą i pedałować pedałami – ot mi filozofia – myślałam sobie w swojej dziecięcej główce.
    Nadeszła wreszcie pora, gdy z małą pomocą taty wsiadłam na swój mały rowerek. Rzeczywiście – jazda na nim wcale nie była prosta. Mimo pomocy taty, chwiałam się i nie mogłam złapać równowagi, jednak uparcie, jak to ja – “Zosia samosia” – stwierdziłam, że poradzę sobie sama. Tata stanął więc z boku i pozwolił mi radzić sobie samej. Zaczęłam pedałować i z początku wszystko przebiegało prawidłowo – rower pojechał do przodu. Niestety, po chwili niedoświadczona straciłam równowagę i runęłam jak długa na ziemię, razem z rowerem. Płaczu było oczywiście co nie miara, zdarte kolana i łokcie i wielki żal. Obrażona byłam wtedy na rower przez ładne kilka tygodni, mimo zachęceń rodziców, abym spróbowała jeszcze raz. No pewnie! Będzie mnie łobuz wywracał – jeszcze czego! To wszystko jego wina, przecież ja tak pięknie chciałam jeździć!
    Jednak po jakimś czasie, gdy zobaczyłam, że wszystkie dzieci sąsiadów w moim wieku jeżdżą już na swoim rowerkach, zrobiło mi się przykro. Przecież ja też tak mogę – może wystarczy trochę cierpliwości? – pomyślałam. Postanowiłam więc spróbować i tym razem poprosiłam tatę o małą pomoc – wsadził on z tyłu trzonek, który pozwolił na stabilizację rowerka i zapobiegnięcie upadkom. Ja sobie więc spokojnie pedałowałam, a tata szedł z tyłu i pilnował, abym tym razem nie miała powodu na obrażanie. Pedałowałam sobie już dłuższą chwilę, prowadząc rozmowę z tatą, jednak jak zwykle nie dawałam mu dojść do słowa. Nagle spostrzegłam, że tata idzie kawałek za mną – i co gorsze nie trzyma kołka z tyłu mojego pojazdu! O zgrozo! Byłam przerażona, ale tato wytłumaczył mi, że już dłuższy kawałek drogi nie pomaga mi w jeździe, a mimo to doskonale sobie poradziłam. Jechałam zupełnie sama! Byłam z tego tak dumna, że po powrocie do domu chwaliłam się wszystkim moją nową umiejętnością. Od tamtej pory mały, niebieski rowerek – “Taraban” – bo tak go nazwałam od tego, że bardzo tarabanił podczas jazdy po dołkach – towarzyszył mi codziennie w wesołych zabawach na dworze. Na wielkim bagażniku, który miał formę przyczepki mogłam wozić piasek, lale czy też misie. Mimo, że okoliczne dzieci trochę śmiały się z mojego rowerka, właśnie dlatego, że podczas jazdy po naszej nierównej drodze robił okropny hałas, nie zrażałam się tym. Byłam dumna, że umiem już jeździć, a przede wszystkim chyba najbardziej byłam zadowolona z wspomnianej przyczepki – bo takiej nie miało w swoim rowerze żadne dziecko!

  • Reply
    Dominika
    Maj 31, 2016 at 10:00 am

    Swoja przygodę z rowerem pamietam jedynie z opowieści rodziców i zdjeć.
    Na 4 urodziny dostałam swój pierwszy rower od dziadka ❤️
    Mama opowiadała, ze wszystkim chwaliłam sie jaki rower kupił mi dziadek i byłam dumna jak paw kiedy wsiadłam na niego i dziadek uczył mnie jeździć trzymając za patyk ktory wystawał z tylu rowera.
    Z dziadem byłam bardzo blisko. Wiem, ze odkładał na rower dla mnie kilka miesięcy. Minęło juz tyle lat. Moja córka obecnie ma 3 latka a jeszcze rok temu dziadek 81 lat woził po ogródku swoją prawnuczke wlasnie na tym rowerze , z takim szczęściem na twarzy jakby czekał na to całe życie. Niestety dziadka juz z nami nie ma. Ale ten rower zostanie z nami do czasu aż całkiem sie nie rozleci. Mam do niego duży sentyment.

  • Reply
    Karolina Kowal
    Maj 31, 2016 at 11:25 am

    Z pamiętnika pewnego starego roweru.
    Pojawiłem się w jej życiu wraz z zegarkiem i złotym łańcuszkiem. Miała wtedy osiem lat. Dokładnie pamiętam jej znudzony wyraz twarzy, gdy mnie zobaczyła. Wydawało się, że nie byłem jej wymarzonym prezentem. I tak przez całą komunijną uroczystość stałem w koncie przewiązany tandetną, różową kokardką. W swojej aluminiowej naiwności czekałem, że może coś zmieni się po powrocie do domu. Rodzice zachęcali te małą dziewczynkę, aby choć spróbowała się mną pobawić, jednak bez skutku. Tak trafiłem do ciemnego garażu na dobry rok. Nie byliśmy sobie pisani, a przynajmniej wtedy tak mi się wydawało…
    Po roku, zawalony stertą garażowych rupieci, wyjrzało do mnie światło. Odetchnąłem. Nareszcie odetchnąłem. Moje zdrętwiałe łańcuchy poczuły w sobie moc, jakiej nigdy wcześniej nie czuły. Ojciec dziewczynki dokładnie mnie wyczyścił i naoliwił. Czułem się jak nowo narodzony. Okazało się, że to wszystko za sprawą Tomka z 3c. Owy Tomek – kolega ze szkoły mojej małej właścicielki – urodzony sportowiec, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn z podstawówki. Świetnie grał w piłkę i umiał jeździć na „dorosłym” rowerze. .. w przeciwieństwie do Niej. Ba! Pewnego dnia zaprosił ją nawet na rower przed blok. I co? Miliony prób, upadki i moja porysowana rama. Tak wyglądały Nasze pierwsze próby jazdy, niestety wciąż kończące się niepowodzeniem.
    Wreszcie nadszedł dzień spotkania. „Co będzie kiedy on się dowie, że nie umiem jeździć?” – usłyszałem chyba tysiąc razy tego dnia. W rzeczywistości nie było się czym martwić. Tomek okazał się być bardzo miłym chłopcem i zaproponował nauczyć moją właścicielkę jeździć na rowerze. To był przełom. Kilka dobrych rad i wskazówek i pojechaliśmy… Nareszcie pojechaliśmy. Czuliśmy się tacy wolni jak nigdy dotąd. Ból po próbach sprzed kilku dni jakby przestał istnieć, a czas się zatrzymał. Byliśmy z siebie dumni, naprawdę dumni.
    Z poważaniem,
    Jej stary rower z dzieciństwa

    Od tamtej pory pokochałam jazdę na rowerze, a mój instruktor został moim osobistym mężem i ojcem mojego dziecka ;). To właśnie jemu, mojemu synkowi chciałabym pokazać teraz jak ważne jest mieć w życiu pasję. Mimo, że dopiero co skończył dwa latka chciałbym zaszczepić w nim miłość do rowerów. Nie na siłę, jasne. Ale mam takie nieodparte wrażenie, że pokocha je tak samo jak jego rodzice. Wiem, że KIDO to najlepsze co mogę mu zapewnić. To bezpieczeństwo, chęć do przeżywania przygód, chęć do podróżowania z jego dziecięcej perspektywy. Chciałabym patrzeć jak mój syn uczy się i nawet kiedy mu coś nie wychodzi, podnosi się i staje się silniejszy. Chciałabym patrzeć jak bogaci się o nowe doświadczenia. Widzieć radość w jego oczach z postępów jakich dokonuje każdego dnia. Z rowerkiem KIDO musi się udać <3

  • Reply
    Klaudia
    Maj 31, 2016 at 5:26 pm

    Jeej , pamietam ten dzień jakby to było wczoraj ❤️ Tego dnia ubrana byłam w niebieska letnia sukienkę na ramaczkach . To był upalny dzień ☀️ . Rodzice zawolAli mnie abym wyszła przed klatkę blokowiska na którym mieszkaliśmy . Rower

  • Reply
    Klaudia
    Maj 31, 2016 at 5:38 pm

    Jeej, pamietam ten dzień jakby to było wczoraj ❤️. Ubrana byłam w niebieska , letnia sukienkę na ramiączkach . To był upalny dzień ☀️. Rodzice zawołali mnie przed klatkę blokowiska na którym mieszkaliśmy . Rower był czarny z żółtymi napisami – typowo męski z ramą od górala . Wtedy był dla mnie najpiękniejszy , teraz zastanawia mnie to dlaczego akurat chłopięcy ?! Hihi pamietam , ze ledwo dosiegalam do pedał . Był zdecydowanie za duży ale to nie miało wtedy dla mnie żadnego znaczenia , najwazniejsze ze był mój podwórko było w kształcie koła i tak tez wodził chodnik . Przed moja klatka była górka , ja nie patrząc na to , Że nie potrafię jeszcze jeździć , wsiadłam na rower i zjechałam ! Pierwszy zjazd okazał sie felerny i zaliczyłam upadek , zdarłam wtedy kolana i porwałam sukienkę . Do dziś dnia mam zdjęcie z tamtego cudownego dnia ! . Z racji tego , iż mam niepełnosprawnego synka to nigdy nie kupiłam mu rowerku , ponieważ po próbach posadzenia go na jakikolwiek pojawiała sie wsciekłość . Teraz doczekaliśmy sie wielkich postępów w jego rozwoju , wiec rower byłby dla niego na pewno miła niespodzianka !

  • Reply
    Katarzyna Zajączkowska
    Maj 31, 2016 at 6:31 pm

    Moja pierwsza przygoda z rowerem była zainicjowana przez mojego kochanego dziadka Malinkę. W pewien słoneczny dzień, przyjechałam z rodzicami na działkę, którą wspólnie uprawialiśmy. Mój dziadziuś miał w zwyczaju przyjeżdżać tam rowerem. Rower ten był ogromny. Miał wielkie koła i szeroką kierownicę. Tak bynajmniej wyglądał z perspektywy mojego wzrostu. Pewnego dnia dziadek zapytał czy chciałabym nauczyć się jeździć. Ekscytacja spowodowała, że serce kołatalo mi jak szalone. Przy pomocy krzesełka, którego moja mama używała do pielenia wskoczyłam na rower. Okazało się, że nie dosięgam do krzesełka. Nie przeszkadzało mi to. Dziadek poprowadził mnie za bramę działki i wyjechaliśmy na ścieżkę. Koła kręciły się jak szalone na wszystkie strony. Teraz wiem, że wymagały centrowania. To była wspaniała przygoda, a szczęście wyrysowane na mojej twarzy sprawiło, że moi rodzice stanęli na głowie aby kupić mi mój własny osobisty rower.

  • Reply
    Justyna Kobyłecka
    Maj 31, 2016 at 7:32 pm

    Pamiętam moja pierwsza jazde ponieważ byla traumatyczna dla mnie. Chciałam sie pochwalić przed moim kolega – sąsiadem jak jeżdżę na swoim rowerze no i niestety wpadłam pod samochód mojego taty Stara, który stal na podwórku. A wpadłam dlatego ze jechałam u sie oglądałam za siebie czy mnie wodzi mój kolega no i niestety skonczylo sie niezbyt milo bo lala sie nawet krew ale ten nieszczęsny wypadek nie sprawil ze znoechecilam sie do jazdy na rowerze, wręcz przeciwnie jeździłam bardzo dużo i nadal uwielbiam jazdę na rowerze. Mam nadzieje ze moje dzieci nie będą mialay takich przygód jak ja ale mam nadzieje ze pokochają jazdę rowerem

  • Reply
    Anna Kułak-Jackiewicz
    Maj 31, 2016 at 7:51 pm

    Dawno, dawno, dawno temu, bo niemal ćwierć wieku, w malowniczej Sokółce, miasteczku jeszcze wtedy mało komu znanym. W piękny słoneczny dzień na bajkowym osiedlu zwanym “Hamburgiem” mała dziewczynka wyszła z tatem na rower. Może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że tato wieczorem bez wiedzy Anulki odkręcił dodatkowe kółka, a do siodełka przymocował długi patyk. Miała wtedy z 5 lat i jak na swój mały wiek potrafiła wiele napsocić, na wiele drzew się wspiąć, wbijać gwoździe lepiej niż niejeden majster, piec lepsze biszkopty niż niejedna cukiernia i śpiewać piękniej niż niejedna śpiewaczka operowa, ale nie potrafiła jeździć na 2kołowym rowerku. Czynność wydaje się prosta z perspektywy człowieka, który ma wieloletnie doświadczenie w przemieszczaniu się z punktu A do B na jednośladzie zwanym rowerem, ale w oczach małej Ani była nierealna niczym lot w kosmos. Ale dlaczego miała nie spróbować? Życie to ciągłe wyzwania. Nie umiesz dzisiaj? Jutro Ci sie uda! Małymi kroczkami trzeba dażyć do celu. Start był w miejscu gdzie obecenie jest parking Biedronki, a kiedyś była tam sala taneczna, na której bawili sie jej rodzice podczas wesela. Miejsce tak wielu wspomnień było świadkiem kolejnego kroku na drodze zdobywania życiowych umiejętności. Śmiało bez namysły wsiadła jak zwykle na rower i nie zwracała uwagi, że coś jest inaczej, bo wiedziała że z tatem nic jej nie grozi. Że wszystko co zrobią razem będzie niezwykłe, pełne frajdy i niezapomniane. Wokół bawiło się wiele dzieci, ale w tym momencie Anulka była tak skupiona, że czuła jakby w tym gwarze słyszała tylko głos taty “jedziesz śmiało i się nie zatrzymujesz, co by się nie działo po prostu patrz przed siebie i szybko pedałuj ja jestem tuż za tobą”. I śmiało wyruszyła, pędząc z całych sił i krzycząc “tato szybciej”. Jakież było zdziwienie gdy dojechała do “mety” zatrzymała się i odwróciła, a tato stał na lini startu. Była przekonana że całą drogę trzymał rowerek mocno za patyk i swoją siłą dodawał jej prędkości i utrzymywał jej równowage. Cóż za radość zmalowała się na jej twarzy, gdy uświadomiła sobie że już od startu pokonała całą drogę sama, a prędkości dodawała jej sama myśl, że tato jest tuż za nią.
    Cóż za radość jest teraz w jej sercu, a na wspomnienie o tym ciśnie jej się łezka. Bo sama już wie co to znaczy być mamą, i jak to jest chcieć ofiarować swemu dziecku wszystko co najpiękniejsze i nauczyć je korzystać z życia całym sobą i zdobywać coraz to nowe umiejętności. Wiara w drugiego człowieka dodaje skrzydeł, i mój pierwszy samodzielny przejazd dwukołowym rowerkiem, którego nigdy nie zapomne przypomina mi jak ważne jest spędzanie czasu z bliskimi. Chciałabym by takie wspomnienia miał mój Synek i dlatego z ogromną radością biorę udział w konkursie, którego nagroda da Mu niesamowitą frajdę. I choć wiem że nie mam w nim szans, i choć wiem że moja historia zaliczyć się może do tych zwyczjanych. To wiem także jedno… chciałabym by za 25 lat mój synek miał choć jedno tak piękne wspomnienie jak jak “mojego pierwszego samodzielnego lotu w kosmos” 🙂 Pozdrawiam i życze wszystkim POWODZENIA 😉

  • Reply
    Monika Gudz
    Czerwiec 1, 2016 at 6:32 am

    Oh.. pewnie, że pamiętam… jak na młodszą siostrę przystało, wszystko miałam po starszym bracie, szczególnie ten czerwony rower, który miał jedno koło czarne, a drugie beżowe. Byliśmy na boisku – duże pole do popisu. Teren mało bezpieczny, betonowe płyty, żużel, drobne kamyczki… tak czy siak na rower wsiadłam, brat trzymał mężnie, co chwile puszczał i krzyczał łap

    • Reply
      Monika Gudz
      Czerwiec 1, 2016 at 6:35 am

      “Łap równowagę!”, a ja upadałam, kolana obtarłam, ręce obtarłam, ale równowagę w końcu złapałam 😉

  • Reply
    Agnieszka
    Czerwiec 12, 2016 at 7:51 pm

    Czy ten konkurs ma zwycięzce ? Czy jest unieważniony, bo nie można znaleźć wyników?

    • Reply
      Kasia
      Czerwiec 12, 2016 at 8:34 pm

      wyniki są na facebooku już od paru dni 🙂

    Zostaw komentarz