Wiedziałam, że nadejdzie ten dzień, dzień w którym napiszę ten post. Wiedziałam! Każda z nas mogłaby go napisać.. Bo jesteśmy Mamami. Nasze życie się zmieniło, nie w dniu ślubu, a właśnie w dniu narodzin naszego dziecka. Wtedy wszystko się wywróciło do góry nogami, nagle czas jakby zaczął inaczej płynąć. Wszystko biegło swoim, niby naturalnym torem, a ja czułam jakbym była w Narni, innym magicznym świecie. Nie interesowały mnie, telefony, zakupy i inne przyziemne sprawy. Zaczęłam żyć innym życiem i wszystko co dotychczas było ważne straciło swój dawny urok i smak. Dotychczasowa fascynacja torebkami, pękła jak mydlana bańka, bez uczucia jakiegokolwiek żalu.
Pamiętam jak w trakcie cesarskiego cięcia nagle usłyszałam delikatny płacz mojego Synka, łzy ciekły mi strumieniami. Po operacji pokazali mi Go na 2 sekundy i zabrali.., nie dostałam swojego dziecka jak inne matki. Mnie zaś, wywieźli na salę pooperacyjną. Tam leżały 4 Panie, po kilku godzinach było ich już 10! Wszystkie dostały dzieci, tylko ja leżałam sama, zupełnie sama.. Mąż nie mógł przyjść aby mnie pocieszyć i ta niepewność co do tego czy Franek jest zdrowy. Na szczęście sympatyczna Pani położna przyniosła mi telefon komórkowy, a za drzwiami wielkiej sali usłyszałam znajome drapanie, to był on mój mąż. Wykrzyczał: “odbierz film, zobacz sama”, 2 godziny po porodzie oglądałam wielokrotnie minutowy film z małym płaczącym, przerażonym Franiem w inkubatorze. Ta świadomość, ten strach, gdzie jest, co z nim robią i totalny bezwład kończyn po znieczuleniu zewnątrzoponowym. Brak możliwości przetransportowania się i poszukiwań dziecka w czeluściach szpitala zmotywowały mnie najbardziej na świecie. Rano kobiety z wielkiej sali, prosiły o kolejną dawkę leków przeciwbólowych, a ja podjęłam próbę opuszczenia lóżkam delikatnie zsunęłam się z łóżka na podłogę, a właściwie zleciałam na podłogę.. Zwinęłam się w kulkę i jakoś wstałam z pomocą uroczej Pani pielęgniarki, która kazała mi się natychmiast kłaść i wziąć dawkę uśmierzającą ból. Tak pamiętam, ból był cholerny, nie do zniesienia, paskudny, masakryczny, czułam się jakbym spadła żywcem na metalowy płot. Ale chciałam do niego, chciałam nakarmić go, po prostu przytulić, podziękowałam… Chęć zobaczenia dziecka była tak silna, że postanowiłam go odszukać. Wiedziałam, ze leży sam, bez matki ,której głos znał. Sama moja obecność mogłaby kojąco na niego wpłynąć. Poczynienie kroku było prawie nie do zniesienia, miałam ochotę wyć na przemian z wybuchem rozpaczliwego płaczu małej dziewczynki. Franka neonatologia znajdowała się dla mnie niewyobrażalnie daleko.. , do przemierzenia miałam kilka korytarzy i 45 schodów. Dotarłam tam bladym świtem…
Stałam godzinami, obolała nam inkubatorem, a w nim leżał Franek. Malutki wcześniak, moje dziecko, mój skarb, który urodził się w 35 tygodniu. Nic się nie liczyło, tylko on… Wychodzenie z pokoju, gdzie leżał było najgorszą karą. W ogóle nie spałam w szpitalu, wciąż wracałam do błękitnego pokoju wcześniaków.
Wypis ze szpitala i powrót do domu z mężem bez Niego był najgorszym przeżyciem. Mogliśmy go zabrać do siebie dopiero po 12 dniach. W mieszkaniu masa balonów, misiów napisów “welcome baby”, a ja pod pachą z torbą szpitalną, pod drugą zaś trzymałam misia i prezenty, które wspólnie otrzymaliśmy. Pamiętam jak dziś, jak na stole w jadalni stał wielki pakunek z prezentem powitalnym od męża, o którym marzyłam wiele miesięcy. W ogóle na niego nie spojrzałam, po prostu poszłam do łazienki, usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Cały świat mi się wtedy przewartościował..
Fot. Obiektyvna – Emi Karpowicz
13 komentarzy
Anonymous
Lipiec 28, 2015 at 8:35 pmryczę…
www.buuba.pl
Lipiec 28, 2015 at 8:55 pmporyczałam się na koniec, Franio jest cudny, teraz masz go przy sobie, będzie tak zawsze… :*
Ryan
Luty 14, 2016 at 11:49 amWięm co się za tym kryje, brak odwagi, zbyt duże poświęcenie, znam to. Ciężko mi jest to określić, bo tylko mf3wi, a ja słucham. Mf3wi o tym co by zrobił, a nic nie robi. A jak u Ciebie- dozcekałaś się w końcu? Pozdrawiam gorąco
Anonymous
Lipiec 28, 2015 at 9:05 pmjaki piękny głęboki tekst !
Angelika Bodnar
Lipiec 28, 2015 at 9:14 pmWzruszylam sie niesamowicie czytajac Twój wpis, masz wspaniałego synka a Ty jesteś bardzo silną kobieta! Pozdrawiam Was oboje, a dla małego BUZIAKI:* 🙂
Singusia Love
Lipiec 29, 2015 at 8:37 amPięknie to opisałaś! Skoro już tu jestem to chciałam zaprosić do mnie! witajciewmoimswieciepl.blogspot.com
Kinga Wójcik
Lipiec 29, 2015 at 12:19 pmCudowny wpis, nawet trudno mi sobie wyobrazić co wtedy czułaś, mi synka też zabrano ale tylko na dwie godziny na naświetlanie, ale to były dwie najdłuższe godziny w moim życiu, dlatego wiem że dla Ciebie te chwile bez niego musiały być straszne. Na szczęście teraz jesteście razem i możesz go cały czas trzymać w swoich ramionach 🙂
Anonymous
Lipiec 29, 2015 at 7:03 pmjestem wzruszona i oczarowana Twoim blogiem.. <3
Anonymous
Sierpień 1, 2015 at 7:13 ambardzo dobry post 🙂
Kasia Model's Outfit
Sierpień 1, 2015 at 7:15 ambardzo dziękuję za wszystkie miłe i ciepłe słowa 🙂
Aśka
Sierpień 7, 2015 at 8:45 amLawina łez spływa mi po policzkach… bo przeszłam przez to samo (synek przyszedł na świat w 34 tygodniu) mała różnica w tym, że ja mogłam zostać razem z Nim w szpitalu i po 11 dniach razem wróciliśmy do domu.
Dominika / Bębenek i stopka
Listopad 26, 2015 at 5:29 pmPiękny tekst, bardzo się wzruszyłam. Przypomniały mi się moje 3 doby w szpitalu po cc, kiedy też wcale nie spałam. Ale Hanię miałam cały czas przy sobie. Od kiedy się urodziła nie wyobrażam sobie nawet, jak mogłabym być bez niej jedną dobę, a co dopiero 12! Oby to był pierwszy i ostatni taki przymusowy “odwyk” od Frania w Waszym życiu! 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
OkiemMamy
Grudzień 17, 2015 at 10:11 amPiękny, wzruszający wpis.